dziś jest:


Newsletter
Zapisz się na darmowy newsletter:

Dział informacyjny





przeglądaj
# Projekt - Jeep Cherokee XJ

Projekt - Jeep Cherokee XJ – całkiem na „luzie”
 

 


Etap I - Pomysł i projekt

Jak się to wszystko zaczęło, dlaczego JEEP, a nie powiedzmy Land Rover czy Mercedes G-Klasse. Jak często w takich historiach, wszystko jest dziełem przypadku. Jak każda marka JEEP-y mają swoich zwolenników i przeciwników. Kiedy jeden z tych pierwszych miał już dość swojego XJ-a i w 2012 roku przekazał go do naszej Stacji Demontażu Pojazdów staliśmy się właścicielami 1,5 tony legendy. Może i nie jest to żadna sensacja, ale raczej te samochody nie trafiają na złom zbyt często. Zwykle rozchodzą się miedzy posiadaczami takowych, miłośnikami lub mechanikami zajmującymi się samochodami terenowymi. Jednak ten do nas trafił, więc skoro tak się stało, tego najwyraźniej chciał „Najwyższy”, a z jego wolą spierać się nie należy, widać miał w tym jakiś powód. Z tym trafieniem, to też nie tak do końca, że ot tak zupełnie przypadkiem przyjechał Pan ślicznym wypachnionym, lśniącym autem i oddał kluczyki. Nasz Jeep był samochodem, który od dwóch lat stał niesprawny, przyrośnięty do trawy u „specjalisty”, a właściciel niestety nie miał już siły i pieniędzy aby w niego dalej inwestować. Kierowca naszej pomocy drogowej miał nie lada problem, aby go z tej trawy wyrwać i załadować na platformę. Głównym powodem decyzji o jego złomowaniu była według relacji właściciela, awaria tylnego mostu, skorodowanych i częściowo zerwanych cybantów (uchwytów mocujących tylny most) i ogólnie beznadziejnego stanu zawieszenia. Finalnie, staliśmy się więc posiadaczami kompletu części w kolorze zielonym do JEEP-a Cherokee z 1993 roku. Aby upewnić się co tak naprawdę mamy, postanowiliśmy go odpalić. Jak każdy z branży wie, różnie może być z samochodem, który stał jakiś czas nie palony a „specjaliście”, służył jako podręczny magazyn na wszystko natomiast dla gryzoni mógł być zimowym apartamentem z salonem wyposażonym w skórzane fotele. Generalnie wszystkiego można się spodziewać, łącznie z pożarem. Oczywiście standardowa procedura - ogólny przegląd, sprawdzenie płynu, olei, nowy akumulator, wymiana filtra plus czysta benzyna. O dziwo, ku ogólnej radości uczestników tej wiekopomnej chwili, silnik zastartował kulejąc na piątym cylindrze, ale to i tak ogromny sukces. Jak już zagadał, to grzechem byłoby nie sprawdzić napędów itd., a w szczególności problemu z tylnym mostem, o którym mówił poprzedni właściciel. Przecież jemu, mogło się tylko wydawać. Mała przejażdżka po placu i już wiedzieliśmy, że jeździć to on rzeczywiście nie będzie. Zawieszenie totalnie wykończone, most zerwany i wyje jak pies, ogólnie całość mocno zastana. No ale tak poza tym, to skrzynia OK, biegi przerzuca bez szarpnięć, przełożenia terenowe wchodzą bez zarzutów, auto po dwóch latach odpoczynku jest w stanie samo jechać, więc ogólnie nie jest tak tragicznie.

Ok! No więc co dalej?! Rozebrać na części i sprzedawać poszczególne elementy, czy zostawić całego i czekać na klienta, który potrzebuje więcej rzeczy. Blacharka raczej słaba, pogięte drzwi i zderzaki, dziury w progach i błotnikach. Auto na pewno lądowało nie raz w krzakach, może nawet na na drzewach. Częściowo przygotowane do off-roadu. Zawieszenie podniesione o około 5 cm, zmienione amortyzatory, opony typowo terenowe GOOD YEAR WRANGLER MT/R  rozmiar 30x9.50 r 15LT w bardzo dobrym stanie. Widać, że nie zdążyły dobrze zaznać błota. Wnętrze - skórzana tapicerka w kolorze kremowym, dosyć mocno wytarta, elektryczne szyby wykończenie w imitacji drewna, system głośników JENSEN - w końcu to wersja LIMITED. Ogólnie w środku bałagan, w trakcie sprzątania znajdujemy prezent od poprzedniego właściciela - paczka chipsów z datą ważności 2 lata wstecz. Nikt nie zaryzykował, a to przecież serowo-cebulowe! ;-) Decyzja ostateczna – na obecną chwilę zostaje w całości, może będzie służył jako „traktor” - w końcu ma przecież hak. Mijają dni i miesiące a on tak stoi biedny sam i marnieje coraz bardziej. Może jednak trzeba coś z nim zrobić? A co gdyby został „dawcą organów” dla innego JEEP-a...? Dlaczego nie!

Etap II - Wybór odpowiedniego modelu - zakupy


Po przeanalizowaniu wielu materiałów, artykułów i stron internetowych wybór padł na model XJ z benzynowym silnikiem 4.0 takim jak nasz dawca. Jest wiele ciekawych materiałów i informacji na temat Jeep-a Cherokee, jednak wszystkie prowadzą do jednego wniosku. Jeżeli JEEP to tylko benzyna. Silniki diesla, może i są ekonomiczne, jednak perspektywa ciągłego serwisu i ich awaryjność nas nie przekonała. Ponadto mamy przecież drugiego z takim silnikiem, i może stanowić zaplecze części. Wybraliśmy pierwszą wersję pięciodrzwiowego JEEP-a Cherokee w wersji LIMITED z 1990 roku o numerze nadwozia 1J4FJ78L5LL****** z silnikiem o pojemności 3956 ccm i mocy 184 KM (135 kW) oraz automatyczną skrzynią biegów. Samochód wyprodukowany w U.S.A. (Toledo, Ohio). Auto kupione zostało w Zabrzu, od właściciela, który pozostawił go po awarii w zakładzie naprawczym i przypomniał sobie o nim po roku. Auto w w przeciągu tego roku, straciło szybę boczną i radio wraz z częścią instalacji elektrycznej w wyniku ingerencji "osób trzecich". Ponadto brakowało jednej oryginalnej alufelgi, wlot powierza chłodnicy i reflektory były nadpalone w wyniku pożaru innego pojazdu stojącego w pobliżu, nie posiadało akumulatora i nie było w stanie odpalić. Dalej - brak przeglądu technicznego, niekompletna dokumentacja oraz brak ubezpieczenia. Jednak podjęliśmy decyzję o zakupie ponieważ auto miało zadowalający stan karoserii oraz rozsądną cenę. Po przywiezieniu do naszego serwisu, nastąpiła dokładna weryfikacja stanu. Samochód pod względem blacharskim okazał się, oczywiście jak na swój wiek w stanie bardzo dobrym. Poza przerdzewiałymi progami, nie było większych śladów działania korozji. Auto zapewne użytkowane było tylko w ruchu drogowym, nie jeździło w terenie. Podwozie całkiem dobrze zakonserwowane, nie przerabiane do off-roadu, czyste nie zabłocone. Opony szosowe łyse jak kolana, ale to w naszym przypadku nie stanowiło żadnego problemu. Po ściągnięciu kół widać, że poprzedni właściciel nie dbał zupełnie o hamulce - tarcze jak żyletki i zero klocków. Zawieszenie nie najlepsze ale mosty trzymają się dobrze. Ciężko stwierdzić w jakim są stanie, ale można przypuszczać skoro w żadnym nie ma oleju a dodatkowo w przednim z lewej strony jest uszkodzony krzyżak. Kolejna kwestia to silnik. Dlaczego nie pali? Auto ma butlę gazową i fragment instalacji LPG, ale żadnych sterowników oraz braki w podstawowych elementach. Ewidentnie, jakby ktoś potrzebował kilku rzeczy i sobie je zabrał. Rozłączamy więc instalację gazu, do której wrócimy później i pozostajemy przy benzynie. Sprawdzamy podstawowe kwestie - paliwo, świece i już wiemy, że nie ma iskry. Wstępna diagnoza – cewka lub aparat. Wymieniamy obydwa i dalej nic, no więc dalej burza mózgów, telefon do przyjaciela, konsultacje mijają kolejne godziny. Stawiamy na czujnik położenia wału. Niestety z naszego dawcy jest nieco inny. Zamawiamy właściwy, wymiana i kolejna próba. Jest! Mamy cię! Odpalił, chodzi, wszystko gra!
Jest dobrze! Baza jest OK! A więc od czego zacząć!? Najlepiej od dobrego planu.

Etap III- budowa, rejestracja.

Plan jest taki: Samochód ma być przygotowany pod wyprawy. Ma mieć możliwość pokonywania bezdroży, jednak nie będzie budowany do wyścigów off-roadowych. Otrzyma jak najlepsze zabezpieczenie antykorozyjne i nowy lakier. Ma być w pełni sprawny technicznie i przygotowany do jazdy z wykorzystaniem dobrej jakości części zamiennych. Pierwsza sprawa to rejestracja, nie chcemy przecież niespodzianki. Przygotowujemy więc samochód pod względem technicznym aby nie budził zastrzeżeń na stacji kontroli pojazdów oraz komplet dokumentów umożliwiających rejestrację. Tutaj pojawia się problem, musimy uporać się z instalacją gazową. Doszliśmy więc do wniosków, że jeżeli już jest jej fragment, to należy ją odbudować, stosując nowoczesną jednostkę sterującą, a pozostawić zainstalowaną butlę, która ma jeszcze kilka lat ważną homologację. Zastosowaliśmy więc sekwencyjną instalację gazową wraz ze sterownikiem STAG-300-6. Różne są opinie użytkowników na temat gazu LPG w samochodzie. Uważam, że znajdzie się tyle samo zwolenników co przeciwników. My zdecydowaliśmy się na przywrócenie instalacji w Jeep-ie, ze względów ekonomicznych. Jednostka 4.0, która znajduje się w naszym modelu całkiem dobrze przyjmuje instalacje gazowe, więc nie powinniśmy się obawiać, a koszty wynikające ze zużycia paliwa mogą być nawet o 50 % niższe, niż w przypadku samej benzyny. Mogliśmy wybrać diesla, ale tak jak pisałem na początku, dawcą był benzyniak. Znawcy Jeepów przyznają mi zapewne rację, że sztuką jest także znaleźć diesla, który nie był przegrzany lub nie ma jeszcze innych problemów. W trakcie przeglądania dokumentacji okazało się, że zaginęły dokumenty homologacyjne butli gazowej. W naszym Jeep-ie znajduje się STAKO, więc wyrobienie duplikatu nie stanowi problemu. Łączny koszt takiej operacji, to 45 zł i wszystko załatwia się online w 5 minut, poprzez stronę internetową producenta. Potwierdzenie homologacji przyszło listem pocztowym po trzech dniach roboczych i było po problemie. Przyszła więc pora na rejestrację.  Kiedy doprowadziliśmy JEEP-a do stanu, który pozwalał na uzyskanie ważnego badania technicznego oraz skompletowaliśmy dokumenty, przyszła pora na rejestrację, wóz otrzymał więc tymczasowe tablice, ale wiedzieliśmy już że posiadane dokumenty są w porządku. Kiedy doprowadziliśmy JEEP-a do stanu, który pozwalał na uzyskanie ważnego badania technicznego i dokończenie procesu rejestracji, mogliśmy przystąpić do zabawy! Na pierwszy plan poszło podwozie samochodu. Wyciągnęliśmy na zewnątrz most przedni z dawcy, do którego, założone zostały nowe tarcze firmy BOSCH typ 0986479386 (koszt 300 zł), Nowe Klocki Textar typu 2182217205 (cena 140 zł), cztery nowe sworznie DELPHI (cena 300 zł). Dodatkowo przenieśliśmy z dawcy, amortyzatory wraz z podkładkami oraz wahacze. Dla zabezpieczenia antykorozyjnego wszystko zostało wyczyszczone i ponownie pomalowane. W trakcie wymian doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie wymienić również wszystkie końcówki drążków. Założyliśmy Delphi typ TA 2033 w cenie 45 zł za sztukę. Wymieniliśmy również drążek Panharda, ten niestety był znacznie droższy i kosztował z przesyłką prawie 250 zł. Kolejny problem to przewody hamulcowe w nie najlepszym stanie i zerwane odpowietrzniki hamulców. Tutaj także wszystkie elementy musiały być nowe. Jeżeli chodzi o most tylny, nie było jednak tak źle jak sądziliśmy początkowo i nie wymagał  ingerencji. Zalany został tylko nowym olejem, wyczyszczony i pokryty konserwacją. Przenieśliśmy  z „dawcy” pneumatyczne amortyzatory i tył można było uznać za gotowy. Musieliśmy zająć się również progami. Niestety okazało się, że są skorodowane i wymagają jednak wymiany. Wycięliśmy więc progi z obu stron, a na ich miejsce zostały wygięte nowe, wykonane z blach 1.8 mm. Nie zamierzamy tutaj w przyszłości zaglądać, więc lepiej zrobić je mocniejsze. Całość spodu oraz progi po wymianie, zostały dokładnie pokryte barankiem i zakonserwowane. Kolejną sprawą był zderzak przedni, typowo wyprawowy z miejscem na montaż wyciągarki. Nic tak nie przydaje się w terenie jak porządna wyciągarka. Każdy, kto trochę brodził w błocie wie o czym piszę. Zderzak wykonany jest z blach o grubości 3,5 i 10 mm oraz sztyc o grubości 13mm z otworami na uchwyty, do założenia liny, szekli lub montaż np. pługu, gdyby JEEP miał pełnić dodatkowe funkcje. Zanim postanowiliśmy wykonać zderzak we własnym zakresie, szukaliśmy ofert na wielu najpopularniejszych stronach internetowych pośredniczących pomiędzy sprzedawcami jednak wszystkie zderzaki wyprawowe oferowane do JEEP-ów, były niezadowalające, wydawały nam się niedopracowane i nieciekawe. Rozrysowaliśmy własny projekt i według niego powstał widoczny na zdjęciach. Oczywiście kwestią gustu jest, czy komuś się podoba czy nie. Nam się podoba, jest solidny, mocny, ma miejsce na wyciągarkę, która chroniona jest orurowaniem, na  pewno wytrzyma starcie z niejedną przeszkodą. Jego wykonanie nie było tanie, głównie ze względu na czas jaki został mu poświęcony, ale założony efekt został osiągnięty. Aby uniknąć korozji zderzak został ocynkowany. Koszt tej usługi zależny jest od wagi przedmiotu. Koszt pokrycia cynkiem naszego zderzaka, wyniósł prawie 200 zł. Niestety nie jest to tania usługa, ale zabezpiecza na wiele lat. W zderzaku zostały wywiercone otwory, w celu przeprowadzenia instalacji elektrycznej do halogenów (dodatkowo ułatwiły ocynkowanie). Zderzak przedni ma wykonane solidne uchwyty, na których można będzie zamontować pług do odśnieżania, gdyby przyszła zima stulecia. Przyjemne z pożytecznym ;-). Skoro zrobiliśmy zderzak przedni, musieliśmy popracować również nad zderzakiem tylnym. Podobnie ja z przednim zrobiliśmy własny projekt i szablon z tektury. Zadanie jakie miał do spełnienia zderzak tylny, to poza zmianą wyglądu, nawiązującą do zderzaka przedniego oraz montażu uchwytów do liny, zapewnić mocną ochronę tyłu pojazdu i zasłonić hak. Uchwyty na linę zostały wykonane z płaskownika o grubości 13 mm i dospawane do haka holowniczego. Hak holowniczy, montowany jest w punktach zgodnie z homologacją. Całość przykrywa zderzak w formie nakładki wykonanej z blachy 1,8 mm. W zderzaku znajdują się otwory na wysunięte z haka uchwyty. Uchwyty z tyłu podobnie jak z przodu, mogą być przydatne do zaczepienia np. liny bądź szekli. W tym przypadku nakładka zderzaka jest osobnym elementem, niezależnym od haka

holowniczego, przykręcanym do karoserii Jeep-a. Zderzak ma podcięcie na wypust haka i sięga tylko do strzemion (uchwytów) resorów piórowych mostu tylnego. Całość podobnie jak w przypadku zderzaka przedniego została ocynkowana w celu ochrony antykorozyjnej. Następnym elementem, który musiał być zainstalowany jeszcze przed lakierowaniem był montaż snoorkela, z którym wiązało się wycięcie otworu w błotniku niezbędnego do podłączenia dolotu powietrza. Sprzedawane zestawy snoorkela posiadają szablon wykonany z papieru, który ułatwia rozmierzenie otworu, tutaj należy przyznać, że Chińczyk dosyć się postarał i wszystkie elementy pasują do siebie, a szablon bezbłędnie wskazujemiejsce wykonania otworu. Po tych wszystkich operacjach nadszedł czas na lakierowanie. Samochód został częściowo rozebrany i przygotowany do lakierowania. Doszliśmy do wniosku, że lakierujemy tylko powierzchownie, bez komory silnika i wnętrza samochodu.  Wstępna koncepcja zakładała lakierowanie w stylu woodland. Jednak ostatecznie stanęło na tym, że nasz Jeep otrzyma lakier zielony o oznaczeniu RAL 6002 oraz dodatki lakierowane na kolor czarny mat. Kiedy samochód wrócił od lakiernika, można było rozpocząć montaż elementów na stałe. Początkowo jednostajny zielony wydawał się monotonny, jednak z każdą chwilą kiedy przykręcane były części w kolorze czarnym, samochód nabierał wyglądu. Z dawcy przenieśliśmy dodatkowe progi wykonane z solidnych rur, które również zostały pokryte czarnym lakierem oraz felgi z terenowymi oponami. Po przykręceniu zderzaków, wyciągarki, progów, snoorklela i przemalowanych kół, JEEP nabrał życia. Teraz należało zająć się dodatkami, które postanowiliśmy dołożyć do samochodu, czyli zamontować przygotowane wcześniej halogeny, CB radio i inne elementy wyposażenia. Podłączenie 6 halogenów, które miały być włączane osobno, wymagało wykonania nowej instalacji elektrycznej z dodatkowymi przekaźnikami i bezpiecznikami. Samochód w miejscu popielniczki otrzymał, może nie najpiękniejszą, ale solidną płytę z wyłącznikami dla wszystkich halogenów oraz świateł dziennych i postojowych jednocześnie. Następnie podłączona została wyciągarka i pozostałe gadżety, z radiem włącznie.

Dla bezpieczeństwa wykonaliśmy główny wyłącznik elektryczny, który po wyłączeniu odcina prąd na wszystkich obwodach samochodu. Na zakończenie jeszcze małe dodatki jako autoryzacja. Naklejki concept by demot.pl., będąca wisienką na torcie. Wszystkie prace, łącznie z przygotowaniem elementów dodatkowych takich jak zderzaki, zajęły około 500-600 roboczogodzin. W budowę zaangażowanych było kilka osób, więc czas rozłożony był w zależności od zadania. Efektem naszej pracy jest samochód, który widzicie na zdjęciach oraz w filmie dostępnym pod poniższym linkiem. A teraz już czas tylko na eksploatację po drogach i bezdrożach małopolski, abyśmy mogli się podzielić wrażeniami z jazdy i problemami na jakie napotkamy w trakcie użytkowania naszego JEEP-a Cherokee XJ!

Zbigniew Wilk

 

Polub demot.pl na Facebooku